czwartek, 16 sierpnia 2012

Wyczekiwany początek, włosowa historia.


(Na większości zdjęć ostrość jest źle ustawiona, ale aparat niestety jest zepsuty i to dlatego)
Witajcie, wreszcie mam Wam coś do pokazania! Zwlekałam długo, miałam wystartować w maju, a tymczasem jest sierpień... Kiedyś tu coś było, ale równie szybko usunęłam notatki.
Jak nazwa wskazuje będzie tutaj o włosach, ale myślę, że z czasem nie tylko o nich.

Moje włosomaniactwo, które nawet jeszcze nie raczkuje zaczęło się od wizażu - co chyba Was nie zdziwi. Szukałam specyfiku na wypadające włosy, które swoją drogą wówczas nie wypadały... ale tak natrafiłam na wątek o piciu pokrzywy i potem już poleciało. Tak właściwie w tym temacie jestem zielona, w składach kosmetyków rozpoznaję tylko perfumy, glicerynę i wszelkie alkohole... i "silikony", oczywiście tylko te, które mają w nazwie "silicone" :)) Kosmetyki aktualnie kupuję w oparciu o recenzje na wizażu i moją małą wiedzę.
Moja historia nie będzie miała żadnych zdjęć, bo takowych nie mam. (: Od małego dziecka miałam podcinane końcówki, głównie przez moją babcię. Idąc do komunii miałam włosy za łopatki, lśniące, zdrowe... Po komunii zostały ścięte do ramion, ponieważ od zawsze miałam problemy z rozczesywaniem włosów. Płakałam, bolało niemiłosiernie, rodzice kupowali specyfiki, które nic nie pomagały. Gdybym wiedziała to, co teraz wiem, z pewnością zakupiłabym jakąś lżejszą odżywkę, która pomogłaby mi w czesaniu.
W szóstej klasie było pierwsze poważne cięcie u fryzjera. Zrobiłam sobie cieniowanie na całej głowie, grzywkę na ukos i generalnie miałam pięć włosów na głowie... długość nie sięgała nawet ramion... Rosły, fryzjerka podczas każdej wizyty pytała "pocieniować?" a ja oczywiście zgadzałam się bez wahania... Teraz żałuję, bo włosy rosną mi bardzo długo. Muszę zmierzyć ile na miesiąc, ale ja wielkiej różnicy nie widzę, więc 1cm to maks. Aktualnie mam pocieniowane włosy, które odrastają. Najdłuższe sięgają za stanik, a najkrótsze przed ramiona. Trochę czasu minie nim będą tej samej długości. Nie chcę póki co ścinać ich na jednej długości, bo mi ich szkoda. Mimo, że są suche, zniszczone - ale o tym później.
Pewnego dnia zamarzyłam sobie mieć rude włosy. A naturalne to ciemny brąz, więc moje farbowanie zniszczyło tylko włosy, aczkolwiek nie aż tak bardzo. W gimnazjum, rok czy dwa temu postanowiłam zrobić sobie ombre. Rozjaśniałam dwa razy, a efektem były pomarańczowe włosy... Miałam je koloryzować na czerwono, ale zrezygnowałam. Efekt tutaj:

(Siedziałam krzywo, nie mam skoliozy.)
Kiedy mi się znudziłam pofarbowałam końcówki na ciemny brąz. Farba zmyła się po tygodniu i miałam czterocentymetrowe ombre koloru...kału. Nie obcięłam, gdzieżby. Chodziłam w takich włosach!
Zdjęcie z wycieczki.
Niedawno pofarbowałam całość na ciemny brąz, końcówki, gdzie było ombre mają blond refleksy i są bardzo sianowate. Wysuszone, w dotyku jak papier ścierny. Po nowym roku obcinam wszystko na jedną długość, będzie szkoda, ale pozbędę się zniszczonych włosów nareszcie! 
(Niedługo ścinam ten ogon... ;)

Nie wspominałam, ale od pamiętnej 6 klasy, aż do 3 gimnazjum co dzień je prostowałam. Co prawda na początku tylko grzywkę, ale od 2 klasy, kiedy wreszcie zaczęłam chodzić w rozpuszczonych prostowałam całość, bo nie lubiłam siebie w moich naturalnych włosach. Aktualnie idę do liceum. Od czasów, kiedy je rozpuszczałam, myłam je co dzień. Czasem nawet dwa razy dziennie, ale nie dlatego, że były tłuste, a dlatego, że mi się nie układały, odstawały, a nieumyty skapl bolał niemiłosiernie. Nie wiem z czego to się bierze, ale nadal tak mam. Tak, jakby włosy mu ciążyły. Dlatego myję co dzień-góra dwa. Oczywiście po każdym myciu suszenie. Bo a) nie ma czasu na naturalne schnięcie, a mycie wieczorem się u mnie nie sprawdza, bo rano są oklapnięte, odstająca, nieukładające się b) mam wrażenie, że gdy wysuszę mają większą objętość (MIT, ale nie potrafię się tego oduczyć. Ostatnio się staram!)
Aktualnie zapuszczam grzywkę, choć nie wiem czy to nie samobój. :) Dopiero lekko sięga oczom, więc trochę to potrwa.
Całe życiu myślałam, że mam proste włosy, ale kiedyś po myciu szamponem z Schwarzkopfu (nigdy wcześniej po nim nie miałam takiego efektu, więc nie wiem o co chodzi!) wyszło coś takiego...
I przypomniałam sobie, że nieraz babyhairy mi się bardzo kręciły. Kto wie, może drzemie w nich potencjał loczków? Muszę poczytać o odzyskiwaniu naturalnego skrętu. Były nieuczesane, a po uczesaniu - na sucho (wiem, że loczki i fale powinny być czesane na mokro, ale to był wyjątek!) odzyskałam moje sianko: 


Co do mojej pielęgnacji - informacje na ten temat znajdziecie w kolejnym poście, który jeszcze w te wakacje, obiecuję! Może "na dniach" ;) Mam już zrobione zdjęcia i post pewnie też zaraz zacznę pisać.
Pozdrawiam i do napisania! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz